poniedziałek, 20 października 2014

Krucze boginie stylu # 1 : Morticia Addams

Nie znam osoby która nie znałaby kultowej "Rodziny Addamsów"...
 Jest to jeden z tych filmów których się nie zapomina.
Cechuje się specyficznym klimatem, mnóstwem czarnego humoru i wieloma ciekawymi postaciami dla których oglądamy ją od nowa i od nowa. Jedną z głównych bohaterek i zarazem matką w upiornej rodzince jest Morticia A. Addams (z domu Frump). 
Jej wygląd zmieniał się wraz z aktorkami ją grającymi. Niekiedy była słodką, młodą kobietą a kiedy indziej straszną panią w średnim wieku.
Zaznaczam że w poście tym nie będę mówić o najsławniejszej, filmowej wersji z lat 90, granej przez Anjelicę Huston.

Dlaczego?
Ponieważ moim zdaniem aktorka najgorzej zagrała tą postać. Wygląda jak ekscentryczna matrona z wieloma operacjami plastycznymi na sumieniu. 

Jedna z najbrzydszych aktorek jakie świat widział... #bierzmnie


Ale spróbujmy o niej zapomnieć (mam wrażenie, że będzie mi się śniła po nocach). 

Aby zobaczyć naszą wersję musimy cofnąć się o pięćdziesiąt lat, do cudownych, amerykańskich lat sześćdziesiątych...

 Dzisiejszą gwiazdą jest troszeczkę mniej znana lecz zdecydowanie na sławę zasługująca Morticia Addams z pierwszej "żywej" ekranizacji komiksu Charlesa Addamsa - czarno-białego serialu telewizyjnego z lat 1964-1966...

 Mało osób wie o jego istnieniu...

 Powodów tego zjawiska jest wiele.

 Po pierwsze: nie można go znaleźć w internecie z polskimi napisami co bardzo uszczupla listę odbiorców. 

Po drugie: nie był nigdy puszczany w naszej telewizji (a jeżeli nawet był, to ja tego nie pamiętam). Po trzecie: jest stary (po co tłumaczyć stare, dobre seriale skoro zaczął wychodzić nowy sezon Supernaturala...?) .

Ale wracając. Nie uznaję żadnych innych Addamsów niż ci.
 Moim zdaniem to właśnie są ci prawdziwi , a nie ta plastikowa wersja powstała dwadzieścia lat temu, lub ten mało popularny spektakl teatralny...

Czemu tak uważam?

Serial ten dzięki swojemu braku kolorów ma specyficzną atmosferę, specyficzna dla kinematografii z tamtego okresu.
 Nie da się wywrzeć podobnego wrażenia żadnym kolorowym filmem... 
Wersja ta ma jeszcze kilka innych plusów.
 Po pierwsze: klimat dopełnia troszkę staroświecka już muzyka. Wpada w ucho i gdziekolwiek by się nie pojawiła, to zawsze będzie przypominać nam o pewnej dziwacznej, amerykańskiej rodzince.
 Po drugie: aktorzy. Są świetni. Nie chodzi mi tu tylko o wspaniałą Carolyn Jones która odgrywa tu Morticię... 



John Astin wypadł świetnie jako Gomez Addams,



 Lisa Loring jest najlepszą jak dotąd Wednesday,



 Pugsley (grany przez Kena Weatherwax'a) jest żywym odpowiednikiem tego z komiksu,



 Jackie Coogan skrada serca jako lekko gapowaty i niemądry wujek Fester,



 Lurch którego odgrywa Ted Cassidy jest jednym z najwspanialszych serialowych kamerdynerów o jakich mi wiadomo,




 a takiej babci jaką jest tutaj Blossom Rock każdy by mógł pozazdrościć ;) .






Przejdźmy do naszej dzisiejszej gwiazdy- Morticii, a właściwie pięknej Carolyn Jones. Na wstępie podsunę wam maleńką ciekawostkę... Aktorka ta w swoim życiu troszkę eksperymentowała z kolorem włosów...


Co sądzicie o niej w blondzie? Moim zdaniem traci na tym jej słodko- mroczna aura ale... ładnemu we wszystkim ładnie.



Co o Carolyn mówi internet?

Była bardzo chorowitym dzieckiem, którym matka nie potrafiła się zająć i oddała je na wychowanie dziadkom. Carolyn już od dziecka przejawiała zamiłowania aktorskie i jak czas pokazał została aktorką. Po ukończeniu szkoły średniej wyjechała do Hollywood, aby tam zacząć naukę aktorstwa w Pasadena Playhouse. Po ukończeniu tej szkoły w 1950 roku zrobiła sobie operację nosa, aby poprawić swój wizerunek i zadebiutować w filmie. Nastąpiło to w 1952 ( "The Turning Point"), kiedy podpisała swój pierwszy kontrakt z wytwórnią Paramount Pictures. W 1953 roku nakręciła 2 filmy: "Road to Bali" i "Limits", ale wytwórnia nie przedłużyła z nią kontraktu. Wówczas zaproponowano jej rolę obok Vincenta Price'a w horrorze "House of Wax". Rola ta przyniosła jej duże uznanie i popularność. W tym samym roku zaproponowano jej również rolę w "Stąd do wieczności", ale niestety nie mogła jej przyjąć, bo zachorowała i rolę dostała Donna Reed. W tym samym czasie wyszła po raz pierwszy za mąż za producenta Aarona Spellinga. Małżeństwo to trwało do 1964 roku i zakończyło się rozwodem. Kolejne lata przynosiły jej kolejne role, m.in. "Body Snatchers" (1957) czy " The Bachelor Party" (1957). Ta ostatnia rola przyniosła jej nominację do Oskara dla Najlepszej Aktorki Drugoplanowej, nagrody jenak nie dostała. Natomiast w 1958 roku dostała Złoty Glob w kategorii "Most Promising Newcomer". Nagrodę tą dzieliła z dwiema innymi aktorkami: Sandrą Dee i Diane Varsi. W 1964 roku powierzono jej rolę Morticii Addams w serialu telewizyjnym "Rodzina Addamsów". Serial cieszył się ogromną popularnością, dał aktorce nominację do Złotego Globu. Serial kręcono do roku 1966, a kiedy jego emisja zakończyła się kariera Carolyn mocno się zatrzymała. Kręciła bardzo mało filmów, okazjonalnie występowała w telewizji. W 1981 roku zdiagnozowano u niej raka okrężnicy. Przyjmowała co prawda chemioterapię, ale niewiele jej to pomogło. Zmarła dwa lata później w młodym wieku 53 lat. 
Miała 165 cm wzrostu.
Spoczywa na cmentarzu Melrose Abbey Memorial Park w Anaheim, Kalifornia, USA.
(źródło: filmweb)

Jej Morticia jest istnym majstersztykiem!
Nigdy nie przepadałam za "Rodziną Addamsów". W telewizji zawsze puszczano wersję z Anjelicą, która nigdy mi się nie podobała... Była brzydka, nienaturalna, źle odwzorowana... Po prostu nie mogłam na nią patrzeć. Jedyne filmy pełnometrażowe z tej serii są tylko z nią więc tylko jak leciały w telewizji przełączałam je bez wyrzutów sumienia...

Więc jak dowiedziałam się o serialu?

W te wakacje przeszukując internet w celu znalezienia czegoś do oglądania (hiatus doprowadza do szaleństwa... Tym bardziej jeżeli twoje życie towarzyskie jest od kilku lat martwe... Byłam tak zdesperowana po skończeniu Hannibala, że przez pewien czas oglądałam Violettę...) natknęłam się na wzmiankę o Rodzinie Addamsów. Jako iż mam słabość do starych, powyżej pięćdziesięcioletnich seriali (Doctor Who na przykład) zdecydowałam się zaryzykować. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy: chwytliwe intro.
Bardzo, bardzo chwytliwe. Po pewnym czasie zaczęłam się przyłapywać na pstrykaniu palcami wraz z bohaterami!



turururu *click,click*, tururururu *click,click*

I nagle, w 10 sekundzie pojawia się ONA.
Piękna kobieta o lekko zagadkowym spojrzeniu...

 Ucieleśnienie moich wszystkich marzeń dotyczących wyglądu.
W miarę oglądania coraz bardziej się w niej "zakochiwałam". 
Te piękne, czarne włosy... 
Ta bladość... 
Ten styl ubierania się...
Te lekkie, kocie wręcz ruchy... 
Ten melodyjny to głosu... 
Te cudowne teksty...
To wcięcie w talii!! (przepraszam, sama mam przez to kompleksy więc wyłapuje takie rzeczy)
Po prostu ideał~!

Zrobiła mnie piorunujące wrażenie. Stała się moim jednym z moich wzorów do naśladowania w sprawie wyglądu,
 To właśnie przez nią chcę w te wakacje chcę rzucić mój monotonny kolor włosów (ciemny brąz, jeżeli kogoś to interesuje) na rzecz kruczej czerni.
Nigdy nie używałam farby do włosów no ale cóż - cel uświęca środki.
 Morticia razem z inną pięknością - Ditą von Teese (o niej będzie mowa kiedy indziej) dodały do mojej idealnej "ja" duże, gorsetowe wręcz wcięcie w talii...
Popatrzcie sami, cóż za sylwetka!


Uważam, że jest to jedna z najpiękniejszych i najbardziej niedocenianych aktorek tamtych lat.
Miała bardzo duży potencjał aktorski, szkoda tylko, że rak tak szybko zabrał ją z tego świata...
A wy? Co sądzicie o jej wyglądzie? Jest ikoną dawnego atlernatywnego stylu czy raczej kobietą dla której Halloween trwa cały rok?

Do zobaczenia w następnym poście~




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz